niedziela, 7 września 2014

rozdział dziewiętnasty: DROGA DO SZCZĘŚCIA ZACZYNA SIĘ WŁAŚNIE TU

To już za dwa dni! Zamek prawie udekorowany, tort wybrany, suknia u krawca... Nagle poczułam czyjeś ręce na oczach.

-Zgadnij kto! -zaśmiałam się.

-Czkawka! -zdjął dłonie z mojej twarzy i mnie przytulił.

-O czym tak rozmyśla nasza królowa? -zapytał i usiadł obok mnie na sofie.

-Spawy ślubu. Muszę jeszcze zająć się przyjęciem weselnym. Mam tyle na głowie! -jęknęłam.

-Co mogę zrobić? -zaskoczył mnie tym rzeczowym pytaniem.

-Co? Przestań poradzę sobie. -odparłam poruszona jego chęcią pomocy.

-Mów w czym mogę ci pomóc Elly. -naciskał -Chcę ci pomóc. Rozumiem co przeżywasz, poza tym jestem twoim niedoszłym mężem. -mrugnął.

Zaśmiałam się. Już pamiętam czemu zakochałam się w tym wikingu.

-Dobrze, jak chcesz to możesz pomóc mi z dekoracjami. A, jeszcze trzeba zrobić przegląd wozów...

-Zostaw to mnie. Powiedz tylko jak udekorować zamek. -zarządził.

-To choć. Nie patrz się tak na mnie, czas zacząć pracować, bo potem nie zdążymy ze wszystkim na czas. -uśmiechnęłam się szerzej -Jeszcze cały zamek trzeba przystroić.

Ruszyliśmy dzielnie na tą misję. Po jakiejś godzinie do pracy przyłączył się też Jack. Patrzył na Czkawkę jakby miał ochotę go walnąć. Podejrzewam, że był zazdrosny o to, że tyle czasu ostatnio spędzam z wikingiem. Kilka godzin później wszystko było już gotowe.Po skończonej pracy chłopcy ciężko opadli na fotele w gabinecie. Ja nie miałam czasu na zmęczenie czy odpoczynek. Musiałam znaleźć suknię dla siebie. Miałam też do podpisania kilka ważnych dokumentów. Od razu nabrałam się do pracy.

-A ty nie masz czasem dosyć pracy na dziś? -zapytał Jack patrząc na mnie jak na wariatkę czemu się nie dziwię.

-Nie, przyzwyczaiłam się już. Poza tym mam za wiele do zrobienia. -nie przerwałam pisać -Co u Strażników?

-W porządku. North chce zrobić coś wyjątkowego, mam to oszronić. -pochwalił się -Tylko nie ma jeszcze pomysłu co to ma być.

-Pozytywka. -powiedziałam -Kocha je prawie tak bardzo jak czekoladę.

-No to sprawa jasna. -podsumował Czkawka -A Kristoff?

-On lubi wszystko co Anka. Wiem, niech to będzie melodia jakiejś kołysanki. To z kolei on uwielbia. -stwierdziłam.

-Dobry pomysł, przekażę to Świętemu. -obiecał białowłosy.

Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał. Przypomniało mi się, że trzeba zrobić przegląd koni do powozu.

-Czy ktoś mógłby...

-Tak? -zapytali równocześnie. Miałam dość ich głupiej rywalizacji.

-Och, skoro obaj chcecie mi pomóc to idźcie do stajni. Trzeba posprzątać po koniach. -powiedziałam ze złością.

-Wybacz.-wiking widać zauważył moje zdenerwowanie -Już cię nie wkurzam Elly. -obiecał mi.

-Elly? -Jack uniósł brwi -Ona ma na imię Elsa.

-Tak, ale ja mówię na nią Elly.

-Niby czemu? -dociekał co mnie naprawdę zmęczyło.

-Bo byliśmy kiedyś zaręczeni. Dlatego. -wypaliłam. W dalszym ciągu poddenerwowana. Wzięłam głęboki oddech by się uspokoić. -Nasi rodzice nas, jakby to powiedzieć, zeswatali.

-Ale my wybiliśmy im ten pomysł z głów. Co nie oznacza, że nie byli byśmy dobrą parą, prawda? -sprowokował Frosta.

-Tak. -odpowiedziałam zgodnie z prawdą. -Ale to jednak nie wystarczyło, prawda Niezdaro? -tym razem to ja go sprowokowałam.

-Czy ty zawsze musisz mi przypominać o tym jaki byłem? -wzniósł oczy ku niebu ze śmiechem.

-Obawiam się, że tak. -odpowiedziałam mu z satysfakcją w głosie.

-Ekhm. Czy wy musicie cały czas o tym nawijać? -usłyszałam za sobą głos Julka i śmiech Roszpunki.

-Jesteście! -zerwałam się z miejsca i podbiegłam do nich.

Byłam im wdzięczna, że przerwali naszą dyskusję. Nie chciałam żeby Jack tego słuchał. Poza tym stęskniłam się za nimi. Powymienialiśmy uprzejmości. Przedstawiłam im Jacka i opowiedziałam o pozostałych przybyłych. Ania wysłała ich tu bo Kida i Milo przybyli prawie w tym samym czasie co oni. Zakwaterowałam ich. Następnie udaliśmy się na kolację. Po posiłku usiadłyśmy z dziewczynami (Meridą, Kidą, Rossi, Anną, Wróżką Zębową) na jednym końcu stołu i omawiałyśmy szczegóły ślubu. Chłopcy zrobili podobnie tylko, że oni prowadzili dyskusję na temat wieczoru kawalerskiego. Około północy, kiedy mieliśmy już dość wrażeń jak na jeden dzień, wszyscy poszliśmy spać. Leżałam już wygodnie w łóżku kiedy usłyszałam ciche pukanie do drzwi.

-Proszę. -zaprosiłam do środka.

-Nie przeszkadzam? -Jack zajrzał niepewnie do sypialni.

-Pewnie, że nie. Wchodź. -poprawiłam się na łóżku -Stało się coś?

-Nie, tylko... Chciałbym z tobą pogadać. -usiadł na łóżku.

-Więc słucham. -zachęciłam go.

-Możesz mi powiedzieć co łączyło ciebie i Czkawkę? -poprosił -Jeśli nie chcesz to nie musisz. -dodał szybko.

Westchnęłam. Chciałam być z nim całkiem szczera, ale nie koniecznie chciałam mu mówić o moim byłym narzeczonym.

-Co chcesz wiedzieć? -przemogłam się.

-Kiedy byliście razem? -mówił z trudem.

-To było kiedy mieliśmy po dziesięć lat. Nasi rodzice chcieli zacieśnić sojusz między jego wioską, a moim królestwem. Sprzeciwiliśmy się im, musieli nam ustąpić. Potem byliśmy parą z własnego wyboru. Uznaliśmy jednak, że wolimy się przyjaźnić. Bardziej nam to odpowiadało. Rzadko się widujemy, więc chcę spędzić z nim trochę czasu. Nie ma teraz między nami nic oprócz przyjaźni. -zakończyłam opowieść.

-Oł. Wybacz, ja... -westchnął z ulgą -byłem chyba o niego zazdrosny.

-Zazdrosny? -uniosłam brwi w zdumieniu.

-Tak. -zaśmiał się nerwowo -Nie wiem czemu. Lubię cię, a on tak się na ciebie patrzy. -wzruszył ramionami -Jesteś dla mnie bardzo ważna, nie chcę żebyś się na mnie obraziła. -wyznał rumieniąc się.

-Nie obrażam się tak łatwo. -zarumieniłam się.

-To dobrze. -zamilknął -Mogę zadać ci jeszcze jedno pytanie?

-Tak, chyba tak. -pokiwałam głową.

-Miałbym... miałbym u ciebie jakąś szansę? -wydukał.

Zamurowało mnie. Zamrugałam kilka razy. Po chwili odezwałam się:

-Mmyśle, że tak. -szepnęłam.

-Obrazisz się jeśli coś zrobię? -szepnął.

-Jak zrobisz co? -zapytałam cicho.

-To. -nagle jego usta znalazły się na moich. Był taki zimny, przyjemnie zimny. Czułam go całym ciałem. Całowaliśmy się długo. Wplątał mi palce we włosy, a ja położyłam ręce na jego ramionach. Myślałam, że śnię. Po

dłuższej chwili oderwaliśmy się od siebie. Patrzyłam mu w oczy.

-To. -powtórzył dysząc.

-Zastanowię się. -odparłam i pocałowałam go znowu.
Jakiś czas później do pokoju weszła Anna. Odlecieliśmy od siebie w ułamku sekundy. Jack szybko wyszedł cały czerwony jak burak. Ja zresztą wyglądałam podobnie. Ania nie dawała mi żyć przez parę godzin. Potem miałam już dość więc sobie poszła. Moja droga do szczęścia zaczyna się właśnie tu i nie przyjdę jej sama. Tej nocy praktycznie nie spałam, ale kiedy już zamknęłam oczy śnił mi się tylko Jack.

5 komentarzy:

  1. Jest,jest jest wreszcie.Wiedziałam musiało się to kiedyś stać to było pewne tak tak tak.Chce więcej takich rozdziałów więcej akcji więcej pocałunków.Ten rozdział był idealnie długi jak dla mnie.Super dziewczyno czekam na Nexta i życzę Jackowi i Elsie dużo pocałunków hehe a tobie weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. dzięki. następny rozdział już w przygotowaniu ^-^

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć, przeczytałam całego bloga i jest ciekawy, ale akcja nieco za szybka. Mimo wszystko ciekawie piszesz, pojawia się interesujące słownictwo i wydarzenia. :3 Dodałam cię do spisu, (http://jelsa-spis.blogspot.com/p/spis-blogow.html) który założyłam niedawno - czy zechciałabyś w komentarzu dać jakieś logo (żeby było już w jakimś adresie url) i opis? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki za dodanie i czytanie ;3 Oto adres url:
    http://fc06.deviantart.net/fs70/i/2013/357/1/c/jelsa_art_trade_by_mylittlewallpapers-d6z1ks1.jpg

    OdpowiedzUsuń