środa, 11 marca 2015

rozdział dwudziesty piąty: SZYKUJĘ SIĘ DO TAŃCA Z MROKIEM

Nie wiem jak przetrwałam śniadanie. Myślałam, że nie dożyje kolacji. To było okropne kiedy Hans również mnie zaprosił na bal. Zbladłam i nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Na szczęście, lub nieszczęście, Mrok mnie wyręczył mówiąc mu z kim mam się tam udać. Chłopak zrobił się czerwony z gniewu. Myślałam, że się na siebie rzucą. Na szczęście nie doszło do bójki, ale ja nie miałam wątpliwości kto w takowej by wygrał. Nie śmiałam już się ani odezwać ani spojrzeć na żadnego z mężczyzn. Zjadłam i wyszłam jak najszybciej się dało. A teraz siedzę na parapecie i płaczę. Za Jackiem. Za przyjaciółmi, za Czkawką, moją wielką, wspaniałą rodziną. Czy kiedyś jeszcze ich zobaczę?

-Jesteś smutna? -wzdrygnęłam się kiedy zobaczyłam obok siebie Hansa i pokiwałam przecząco głową ocierając łzy.

-Nie, nie coś mi tylko wpadło do oka. Nie przejmuj się. -odpowiedziałam.

-Jak mam się nie przejmować. Przecież cię kocham. -Hans poklepał mnie po ramieniu.

-Tęsknię za siostrą. -przyznałam pociągając lekko nosem.

-Mogę? -zapytał wskazując miejsce obok mnie.

-Oczywiście. -usiadł, a ja położyłam mu głowę na ramieniu.

-Czemu idziesz na bal z Mrokiem? -zapytał nagle.

-Yyy... nie wiem. -odparłam zaskoczona -Zazdrosny? -zapytałam zadziornie.

-Jak cholera. -wyszeptał bardziej do siebie niż do mnie.

Siedzieliśmy tak przez dłuższy czas wpatrując się w okno. Uświadomiłam sobie, że się zagubiłam. Z jednej strony bardzo kocham Jacka, z drugiej kocha mnie Hans, z trzeciej jest Mrok. Co do tego ostatniego, to nie mam nawet pomysłu co nim kieruje. Wiem tylko, że nie chcę tu być wbrew własnej woli. Źle mi bez mojego białowłosego kretyna.

-Jest szansa, że stąd wyjdę? -zapytałam bez nadziei w głosie.

-Wątpię. -odpowiedział poważnie -No chyba, że uciekniesz ode mnie. -zaśmiał się, a ja zawtórowałam mu z napięciem.

-Nigdzie się nie wybieram. -oznajmiłam i wyprostowałam się -Mógłbyś dać mi chwilę? Muszę się przygotować na wieczór. -zawahałam się -Nie bądź zazdrosny, nie lubię tego.

-Dobrze. -zesztywniał -Ale nie proś mnie o rzeczy nie możliwe. Do zobaczenia najmilsza. -wstał i wyszedł z twarzą bez emocji.

Westchnęłam. Za oknem zobaczyłam ruch. Jakby wielka niebieska plama minęła się w powietrzu z czarną plamą. Zamrugałam. Plamy zniknęły. A może mi się wydawało? Potrząsnęłam głową i wstałam. Muszę coś wymyślić. Niecodziennie chodzi się na bal z panem ciemności.

W mojej głowie pojawił się pomysł. Zmieniłam sukienkę, w której byłam na długą do ziemi granatową suknię. U dołu była zdobiona lekkim szronowym wzorem. U góry pokryłam ją gęsto lodową mozaiką. Ramiączka zniknęły. Suknia miała kilka różnych odcieni niebieskiego, od błękitu do granatu. Włosy upięłam lekko, część kosmyków szczepiłam do góry, a resztę zostawiłam rozpuszczoną. Dodatkowo stworzyłam mały diadem z lodu, który przypominał mozaikę z mojego przebrania. Zerknęłam do lustra. Mało nie krzyknęłam z zachwytu. Efekt był niesamowity.

Nawet nie zauważyłam kiedy upłynęły dwie godziny. Już niedługo mam pójść do sali tronowej i zatańczyć z diabłem. Powinnam się bać, ale nie czułam ani strachu ani skrępowania. Może fakt, że mężczyźni ostatnio nieustannie kręcą się wokół mnie dodał mi pewności siebie. Nie wiem, nie mam czasu teraz o tym myśleć. Idę. Albo teraz albo nigdy. Poprawiłam jeszcze moje blond włosy i dumnie ruszyłam przed siebie. Wyszłam z pokoju i zatrzasnęłam za sobą drzwi.

3 komentarze: