czwartek, 30 kwietnia 2015

rozdział trzydziesty piąty: CZY JA WŁAŚNIE ROZMAWIAM SAMA ZE SOBĄ?!

Hejka! Macie tu rozdział z serii To Nic Przecież Nie Wyjaśnia XD Z resztą sami to oceńcie. Jako, że mam już wolne (tak mam dłuższą Majówkę) postaram się jeszcze dziś coś dodać ^^ Wyczekujcie więc moich wypocin za kilka godzin.
Miłego czytania,
Terra Tartar Tari Nova


Zbudziły mnie jasne promienie porannego Słońca. Jęknęłam i wyprostowałam się. Matko, wszystko mnie bolało! Pokręciłam kilka razy głową by rozruszać obolały kark. Żałowałam, że uciekając nie przebiegłam przez kuchnię. Byłam strasznie głodna, no ale cóż, sama się o to prosiłam. Wolałam być głodna niż u Mroka. No chociaż... nie było mi tam znowu tak źle. Mrok i Hans o mnie dbali. Pilnowali, aby niczego mi nie brakowało. Przypomniałam sobie dotyk Czarnego Pana na mojej skórze. Poczułam delikatne mrowienie na przedramieniu. Westchnęłam. "Czemu to czuję? I ważniejsze pytanie, kiedy zaczęłam coś czuć?" Zastanowiłam się nad tym przez chwilę. Niestety niczego nie wymyśliłam. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Otrząsnęłam się. Miałam ważniejsze rzeczy do zrobienia. Na przykład muszę się stąd wydostać. Wygramoliłam się z nory między korzeniami drzewa, w którym się ukryłam. Poczułam ostre mrowienie w całym ciele. "Ale zdrętwiałam!"Poczekałam, aż to minęło. Rozejrzałam się uważnie. Na leśnej ściółce było pełno śladów w kształcie podków. Jednak teraz las był pusty i cichy. Słyszałam szum wiatru w koronach drzew. Odetchnęłam ciężko. Ruszyłam przed siebie z początku chwiejnym krokiem, lecz w miarę odległości jaką pokonywałam szłam pewniej i szybciej. Starałam się ignorować skurcze żołądka. Uszłam może z dwie mile. Znalazłam się na polanie, której brzegi porośnięte były krzewami malin. Zdziwiłam się. "Maliny? Tak wcześnie?" Wzruszyłam ramionami. Zawsze to coś do zjedzenia. Przyjrzałam się owocom. Były, jakby to powiedzieć, zbyt różowe. Wolałam nie ryzykować. Jak najszybciej oddaliłam się od tych dziwnych malin. Położenie Słońca wskazywałoby, że jest już popołudniu, coś około 3. Szłam już więc przez jakieś pięć-sześć godzin. Co oznacza, że w takim czasie mogę przejść... Odwróciłam się i oceniłam odległość. Może siedem mil? Zdziwiłam się po raz kolejny swoimi osiągnięciami. W życiu bym nie przypuściła, że mogę pokonać takie odległości bez śniadania. Nie potrzebnie o tym wspomniałam, mój żołądek po raz milionowy upomniał się o należną mu rację żywieniową, jednak szybko sobie przypomniał, że panuje kryzys. Potrząsnęłam głową i zamknęłam oczy opierając się o konar jakiegoś wiekowego drzewa. Tyle czasu spędziłam na salonach, w komnatach, salach balowych, że zapomniałam co to znaczy być głodnym, zmęczonym i samotnym. Wróciłam pamięcią do jednych z tych chwil kiedy rodzice mnie odwiedzali w moim pokoiku.

-Elso, przecież wiesz, że to dla nas też jest ciężkie. -powiedział ciepły, opiekuńczy męski głos, tata.

-Kochana, wszyscy wolelibyśmy, abyś była teraz z siostrą. Wiesz jak jest, kochanie. -potwierdził aksamitny sopran, mama.

-Córciu, spróbuj nad tym zapanować. Na pewno się uda. -zachęcał ojciec.

-Ja nie umiem! Ja tylko niszczę! Jestem zła! -zachlipał cienki, rozhisteryzowany głos dziesięciolatki, ja.

-Elsuniu! Wcale nie! Jesteś cudowną dziewczynką! -szybko zapewniła mama i wyciągnęła do mnie ręce, więc odruchowo cofnęłam się.

-To dar. -powiedział z namysłem tata -Wielki dar. Musisz się tylko nauczyć jak go kontrolować. Wtedy możesz uczynić wspaniałe rzeczy. -podszedł do mnie ignorując fakt, że się odsuwałam. Chwycił mnie za ramię, a ja bałam się, że coś mu zrobię -Elso, kiedy będziesz w niebezpieczeństwie używaj swojej mocy. Tylko pamiętaj, ja w ciebie wierzę. Zawsze będę w ciebie wierzyć córeczko. Jestem z ciebie dumny, bardzo dumny. -przerwał i mnie przytulił -Kocham cię Elso, moja duża córciu.

Powróciłam do rzeczywistości. Po policzkach ciekły mi łzy. Tata we mnie wierzył. Wrócę do Arendelle choćby po to, by dać mu prawdziwy powód do dumy. Jego pierworodna córka nie da sobą manipulować. Uniosłam podbródek i spojrzałam wyzywająco przed siebie. Nie było widać końca tego durnego lasu, ale miałam to gdzieś. Ruszyłam i nie zamierzałam się poddawać. Mrok może sobie w dupę wcisnąć tą całą "gościnność". Nie dam sobie w kaszę dmuchać, albo tym bardziej porywać. Szłam zdecydowanym krokiem w niezmiennym szybkim tempie. Nie przerwałam marszu, aż do zmroku. Rozejrzałam się po rzeźbie terenu i wypatrzyłam strumyk. Piłam z niego łapczywie. Otarłam usta kiedy zaspokoiłam pragnienie. Usiadłam obok rzeczki i ściągnęłam buty by zamoczyć nogi w wodzie. Była idealnym lekarstwem na obolałe po całym dniu chodzenia nogi. Kiedy tak je moczyłam zastanawiałam się co mam teraz zrobić. Po pierwsze muszę ustalić priorytety. Jack. Muszę się z nim zobaczyć, to zostało jednogłośnie wybrane przez serce i rozum. Potem nie było już wśród nich zgody. Serce rwało mnie do Arendelle, pragnęło przytulić siostrę, potargać po włosach Czkawkę, być z bliskimi. Natomiast Rozum mówił, że powinnam odszukać drogę do Berk, tam odpocznę po tym wszystkim. Kiedy się tak kłócili do głosu doszła Intuicja. Podpowiedziała, że ani w Arendelle ani w Berk nie będę bezpieczna. Kazało znaleźć Strażników Marzeń. Nie wiem dlaczego, ale jej propozycja i mi przypadła do gustu. Zaczęłam z nią dyskutować na temat... Zaraz. Czy ja właśnie rozmawiam sama ze sobą?! To chyba oznacza, że już zwariowałam. Spoliczkowałam się lekko. Naprawdę zaczynam wariować. Kiedy doszłam już do siebie postanowiłam iść dalej. Do tej pory nie obchodził mnie kierunek, chodziło tylko o oddalenie się od tej zgrai kłamców i porywaczy. Teraz znam już swój cel, biegun północny.

6 komentarzy:

  1. *w* też nie poszłam dziś do szkoły :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Cytaty wg mnie jak będzie jakiś związany z rozdzialem; d Super rozdział: 3

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow Elsa daję radę :) Tak to zdecydowanie wojowniczka i ma rację -Mrok wasdź sobie tą całą gościnność hehe xD
    ale, ale co tu się dzieje? czyżbym miała racje i ta cała jej gra powoli nie obracała się przeciwko niej??? O_O Elso jednak polubiłaś tego "mrocznego" typka ^0^

    OdpowiedzUsuń