Terra Tartar Tari Nova
~Oczami Mroka~
Patrzyłem za nią jak zaczarowany. Po prostu przyszła i wyszła. Usłyszałem chrząknięcie.
-Jest tam coś wartego uwagi? -zapytał dureń Hans -Może chociaż raczysz panie zamknąć swą twarz, hę?
Patrzyłem to na niego to na drzewa, między którymi zniknęła kobieta mojego życia. Nagle zrobiłem facepalma, chyba tak to się nazywa, i wezwałem koszmary. Dureń spojrzał się na mnie jak na idiotę i zajrzał za drzwi po czym spojrzał na mnie jakby chciał mnie oddać do psychiatryka. Rozesłałem koszmary na poszukiwania, znowu. Nie wierzę, że jestem aż tak głupi! Sam otworzyłem jej drzwi! Chwilę potem zatęskniłem za moją rosyjską wódką. Ale zamiast do barku poszedłem do jej pokoju. Nic się nie zmieniło. No może poza nie pościelonym łóżkiem. Usiadłem na brzegu i wziąłem jej poduszkę po rąk. Była morka. Płakała. Ścisnęło mnie. Mówiła, że ma koszmary, ale nie powiedziała, że jest aż tak źle. Czy płakała każdej nocy? Co aż tak strasznego mogło się jej śnić, żeby doprowadzić ją do łez? Nagle zainteresowałem się moimi butami. Moją uwagę przykuł kawałek podartego materiału. Miał ten sam kolor co spódnica, w której była dzisiaj u mnie. Tak, to podchodzi pod obsesję, ale zwracam uwagę na to w co jest aktualnie ubrana. Granatowy strzęp był niechlujnie rzucony pod łóżko. Schyliłem się i zajrzałem pod mebel. Była tam reszta jej stroju. Wpadłem w panikę. Co ona zrobiła?! Zacząłem się rozglądać po jej pokoju. Mój wzrok padł na jakąś kartkę. Podniosłem ją. Było na niej moje imię. Obok było napisane sformułowanie "bez komentarza". Zmarszczyłem brwi nic nie rozumiejąc. Pod spodem były jeszcze inne imiona. Rozpoznałem tylko imię Jacka i Hansa. Nie spodobało mi się to. Niżej byli wypisani jeszcze dwaj mężczyźni, chyba. To bardzo dziwne nazwać dziecko Czkawka lub Mars. Uśmiechnąłem się smutno na ten rysunek koło Hansa. Nie miałem pojęcia co o tym myśleć. Schowałem kartkę do kieszeni. Potem nad tym pomyślę, teraz muszę odnaleźć Elsę. Jeszcze raz przekląłem swoją głupotę i poszedłem do gabinetu.
~Oczami Jacka~
Uciekliśmy wilkom już jakiś tydzień temu. Nadal nie mogę uwierzyć, że to się stało naprawdę. Moja Elsa, moje życie stała się likanem! Ale jak? Zając mówi, że poznała Czkawkę, ale ostatecznie i tak rzuciła się na nas. Stała się jedną z nich, bestią rządną krwi. Nie! Nie, to niemożliwe! Wstałem szybko i zacząłem chodzić w kółko. Muszę znaleźć sposób żeby moja El znowu stała się człowiekiem i żeby mnie sobie przypomniała. A jeśli nie to pozna mnie od nowa. Nigdy nie czułem takiej rozpaczy. Dlaczego to się właściwie stało? Znam tę kobietę od kiedy była małą dziewczynką i bawiłem się z nią na śniegu. Pamiętam jak sięgała mi ledwie do pasa. Była taka słodka i urocza. A potem zniknęła. Wiele lat później znowu ją spotkałem. Wtedy cierpiała przez tego imbecyla Hansa. Teraz znowu cierpi. I to wszystko przez niego!
-Jack? -Ząbek położyła mi rękę na ramieniu -Jak się czujesz?
-A jak mogę się czuć? -zapytałem już bez złości, jedynie zmęczony -Kocham ją, a ona mnie nawet nie pamięta.
-Przypomnę jej. -oświadczyła Zębuszka -Przecież mam jej zęby. Przypomnę jej dzieciństwo, a to zwykle powoduje powrót wspomnień.
Byłem jej wdzięczny. Wspiera mnie od kiedy tylko pamiętam. Jest dla mnie jak siostra. Poklepała mnie po plecach.
-Choć, czekają na nas. -powiedziała -Zaczynamy naradę.
Rzeczywiście wszyscy już zajęli swoje miejsca. Usiadłem pomiędzy Czkawką a Flynnem. Ten pierwszy wyglądał okropnie. W końcu jemu też zależy na El. Miał rękę w bandażu bo jedna z bestii (niewykluczone, że Elsa) drasnęła go pazurami. Miał taką smutną minę. Merida cały czas go pocieszała. Chyba tak jak ja nie spał całą noc.
-Okay. No to co robimy? -odezwał się rzeczowo Milo.
Nikt nie potrafił mu odpowiedzieć na to pytanie.
-Może szukajmy likanów, ale lepiej z daleka. -zaproponował Kris.
-To chyba dobry pomysł... -North poczochrał się po głowie -Ale ty i Anna musicie wracać do Arendelle. Tak, tak, wiem, że nie chcecie, ale pomyślcie o waszych poddanych. Jakby nie było to wy teraz sprawujecie władzę. I to tyczy się również ciebie Czkawko.
-Jeśli myślisz, że mnie stąd wygonicie to jesteście w błędzie. -powiedział głosem pełnym smutku i lekko drżącym ze złości -Poza tym moja matka jest na wyspie, zresztą Astrid również.
Nikt nawet nie próbował się z nim kłócić. Narada skończyła się na tym, że Anna i Kristoff wyjadą, a my będziemy głównie z powietrza wypatrywać stada.
~Oczami Elsy~
Nie było źle. W sumie mogłabym się przyzwyczaić do takiego życia. Na zmianę polowałam i biegałam jako likan lub rozpalałam ognisko i zbierałam owoce jako człowiek. Rozkoszowałam się takim życiem. Było mi dobrze bez tych wszystkich mężczyzn i problemów. Niby życie jak bajka, ale... brakowało mi czegoś. Każdej nocy śnił mi się Jack już nie jako koszmar, lecz piękny sen. Zawsze w snach jesteśmy w jakimś magicznym miejscu. Czuję, że powoli się od tego uzależniam, mam na myśli chłopaka. A miałam dać sobie spokój z facetami! Siedziałam na krótkim popasie. Spojrzałam w niebo. Gwiazdy pięknie świeciły. Ale to Księżyc był tu najpiękniejszy. Wisiał między gwiazdami jak król pomiędzy poddanymi albo jak ojciec przy dzieciach. Nigdy nie widziałam czegoś równie majestatycznego jak On. Przypominał mi o czymś. Zmarszczyłam brwi próbując się skupić. Zamknęłam oczy. Potem była ciemność.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ocknęłam się jeszcze tej samej nocy. Musiałam zemdleć. Byłam zamroczona. Czułam na ciele światło Księżyca. Spojrzałam w górę i uśmiechnęłam się. Łzy popłynęły mi po twarzy. Pamiętałam. Pamiętałam wszystko od chwili kiedy skończyłam dajmy na to pięć czy sześć lat. Nie wiem jak to się stało, ale pamięć nie miała już przede mną tajemnic. Otarłam łzy i zerwałam się z miejsca. Zebrałam swoje rzeczy i już miałam ruszyć w drogę kiedy otoczyły mnie koszmary. Były wszędzie. Rżały głośno, za głośno. Westchnęłam z rezygnacją i uniosłam ręce chcąc się bronić. Postanowiłam zdać się na wilczy instynkt i zaczęłam powoli i cicho zamrażać trawę. Na moje szczęście konie tego nie zauważyły. Już miały się na mnie rzucić kiedy czyjś rozkaz je powstrzymał. Na moje nieszczęście był to Hans.
-No proszę. -zaczął z triumfem w głosie -Szybko się przemieszczasz.
-Miło mi. -uśmiechnęłam się sarkastycznie -Tęskniłeś?
-Już nie. -odpowiedział mi również z sarkazmem -Mam już dosyć gonienia ciebie. Nie jestem taki miękki jak Mrok. Ja cię nie oszczędzę. Nie tym razem moja miła.
Zatkało mnie. Ale kiedy wyciągnął sztylet odetkało.
-A jak tam ma się twoja córeczka? -zapytałam szybko.
Teraz to jego zamurowało. Zesztywniał i zbladł. Chyba nie wiedział, że ja o tym wiem.
-Skąd ty... -pokręcił szybko głową -Nie zbaczaj z tematu.
-Ja się tylko pytam ja się miewa mała Susa...
-Zamknij się! -wydarł się z taką furią, że koszmary się cofnęły -Nie masz prawa wymawiać tego imienia! To przez ciebie ona jest sierotą! To przez ciebie jej matka się zabiła!
-Nie, to ty ją zostawiłeś. -odpowiedziałam mu spokojniej.
-Dla ciebie! -zrobił się czerwony ze złości -Ale nie martw się, już mi przeszło. -zaśmiał się tak, że dostałam gęsiej skórki -A teraz moje drogie koszmary... zabić ją.
Nie minęła sekunda a piaskowe konie otoczyły mnie. Nie miałam wyjścia. Przymroziłam ich kopyta do ziemi. Zajęłam się tyli latającymi. Strzelałam soplami i grudami lodu. Wkrótce nie miałam wyjścia. Uniosłam ręce i przywołałam wielką burzę śnieżną. Wszędzie były tylko sople i lodowe odłamki. Koszmarów było zbyt wiele...
~Oczami Jacka~
Poczułem chłód. Uderzenie lodowatego wiatru. Pierwsze skojarzenie: Elsa ma kłopoty. Wybiegłem z namiotu budząc Czkawkę i Flynna. Przywołałem wiatr i poleciałem w kierunku tej fali zimna. I nie myliłem się. Zobaczyłem burzę śnieżną i koszmary, całą masę koszmarów. Wleciałem w sam środek śnieżycy. Elsie brakowało już sił. Machnąłem laską jak mieczem i dziesięć koszmarów padło bez życia. Dziewczyna mnie chyba nie zauważyła. Walczyła zawzięcie z setką koszarów. Stanąłem u jej boku, a ona spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
-Jack? -zapytała, a moje serce eksplodowało z radości.
-Zawsze do usług królowo. -odpowiedziałem z uśmiechem, który z resztą odwzajemniła.
Dalej walczyliśmy z nową energią. Podsyciłem burzę. Wszędzie był tylko lód, śnieg i żwir po koszmarach. Chwilę później było już po wszystkim. Niedobitki koni pouciekały lub się poukrywały. Byłem wykończony. Elsa oddychała ciężko i patrzyła na mnie uśmiechnięta. Potem zachwiała się na nogach i już miała upaść, ale ją złapałem.
-Elsa! Wszystko dobrze? -zapytałem z napięciem gładząc ją po włosach.
-Nawet lepiej. -uśmiechnęła się do mnie słodko tak, że serce mało nie wyskoczyło mi z piersi.
Pomogłem jej wstać. Była taka piękna. Cały czas na mnie patrzyła jakby nie wierzyła, że tu jestem. Ja chyba miałem to samo wypisane na twarzy. Nagle usłyszeliśmy głośny szelest. Ktoś próbował uciec. Elsa zacisnęła pięści i wyrwała mi rękę z uścisku. Cisnęła lodem w tego kogoś. Usłyszałem jęk. Dziewczyna zdecydowanym, lekko chwiejącym się krokiem poszła w tamto miejsce, a ja podążyłem za nią ma się rozumieć. Leżał tam skulony rudowłosy mężczyzna. Był chyba serio przerażony, bo rozglądał się nie wierząc własnym oczom.
-I kto tu kogo pozabijał? -odezwała się a ja dostałem gęsiej skórki. Jej głos aż kipiał wściekłością.
Nachyliłem się nad kobietą i spytałem szeptem:
-Ej, a tak w ogóle to kto to jest?
-Hans. -odpowiedziała spokojnie.
Nagle poczułem taką furię jak jeszcze nigdy. Miałem ochotę zabić tego dupka. Nim się obejrzałem koleś leżał pięć metrów dalej pod drzewem zdezorientowany. Doskoczyłem do niego i złapałem go za gardło.
-Jack! -usłyszałem głos Elsy -Postaw go na ziemię!
Rozejrzałem się wokoło. Wokół nas wirował gęsty śnieg, a trawa i drzewa były pokryte nie szronem lecz grubą warstwą lodu. Moja ukochana stała na skraju wichury i patrzyła na mnie przerażona. To sprawiło, że pomimo złości puściłem bydlaka na ziemię. Kilka sekund później wszystko ucichło. Patrzyłem na moje bose stopy bojąc się spojrzeć blondynce w oczy. Już zawsze będę pamiętał jej strach przede mną. Poczułem czyjąś rękę na ramieniu. Spojrzałem w górę i zobaczyłem jej wzrok pełen troski i pocieszenia. Potem spojrzała z pogardą na tego pacana.
-On ma dziecko. -powiedziała cicho, ale pewnie -Nie wybaczyłabym sobie, gdyby stało się sierotą. I tak już nie ma matki. -dodała zgorzkniale.
~Oczami Czkawki~
Po tym jak Jack wybiegł jak oparzony wszyscy byliśmy na nogach.
-Nie mam pojęcia co go ugryzło. -North podrapał się po głowie.
-Trzeba za nim iść. -stwierdziłem -Może to Elsa...
Popatrzyliśmy po sobie. To było bardzo prawdopodobne. Tylko ona tak na niego działała. Na mnie zresztą też. Kilka minut później pędziłem z Meridą na Szczerbatku wypatrując z góry jakiś znaków od Frosta lub czegokolwiek innego.
-Tam! -Merida wskazała na polanę pełną śniegu.
Dałem znać innym. To znaczy pomachałem ręką tak żeby zobaczyli, wiem taki wymyślny sygnał mojego autorstwa. Już mieliśmy nurkować (lecieć w dół) kiedy wybuchnęła kilkusekundowa burza. Smoki uniosły się wyżej, oby jak najdalej od tego. Rozejrzałem się. Rudowłosa siedząca za mną była równie przerażona co ja. Rozejrzeliśmy się i zobaczyliśmy Mikołaja. Polecieliśmy w dół, a w między czasie dołączyli do nas Flynn i Kristoff na Iskrze. Pierwszą rzeczą jaką zauważyłem był totalny syf na polanie (chyba polanie o.0). Wylądowaliśmy wzbijając masę śniegu do góry. Kiedy już śnieg opadł zobaczyłem Elsę uśmiechającą się do mnie z lekko zdziwionym wyrazem twarzy. Obok stał Jack. Jeszcze tak szczęśliwy nigdy chyba nie był. Nie wytrzymałem i rzuciłem się w ich kierunku. Dziewczyna wyciągnęła do mnie ręce, a ja wpadłem w jej objęcia ze łzami w oczach. Płakałem jak dzieciak, w tej chwili byłem dzieciakiem, który odnalazł zagubioną przyjaciółkę. Ona mnie tylko pogłaskała po głowie i uspokajała. Kiedy się od niej odkleiłem (w końcu), zobaczyłem rozciągniętego na ziemi zdziwionego ciapciaka. Anna mi go opisywała, więc wiedziałem kto to jest. Niewiele myśląc rzuciłem się na niego z pięściami. Elsa mnie przytrzymała i pokiwała przecząco głową. Dopiero teraz zobaczyłem jej twarz. Nic i nikt mnie tak nie przeraził jak to. Dotknąłem jej policzka. Ona jedynie się smutno uśmiechnęła i powiedziała:
-Potem. Teraz trzeba go stąd zabrać. I najlepiej się sami wynośmy z tego lasu. -rozejrzała się po drzewach przenikliwie.
Parę chwil później, pomijając wszystkie "och Elsa!" i "co się stało? jak uciekłaś?" pędziliśmy już do Arendelle razem z tym ciapciakiem przywiązanym do sań Świętego. Jeszcze się tak nigdy nie cieszyłem. W tej chwili czułem, że mam wszystko, Meridę i Elsę przy sobie. Co się jeszcze złego może teraz stać?
-Jack? -zapytała, a moje serce eksplodowało z radości.
-Zawsze do usług królowo. -odpowiedziałem z uśmiechem, który z resztą odwzajemniła.
Dalej walczyliśmy z nową energią. Podsyciłem burzę. Wszędzie był tylko lód, śnieg i żwir po koszmarach. Chwilę później było już po wszystkim. Niedobitki koni pouciekały lub się poukrywały. Byłem wykończony. Elsa oddychała ciężko i patrzyła na mnie uśmiechnięta. Potem zachwiała się na nogach i już miała upaść, ale ją złapałem.
-Elsa! Wszystko dobrze? -zapytałem z napięciem gładząc ją po włosach.
-Nawet lepiej. -uśmiechnęła się do mnie słodko tak, że serce mało nie wyskoczyło mi z piersi.
Pomogłem jej wstać. Była taka piękna. Cały czas na mnie patrzyła jakby nie wierzyła, że tu jestem. Ja chyba miałem to samo wypisane na twarzy. Nagle usłyszeliśmy głośny szelest. Ktoś próbował uciec. Elsa zacisnęła pięści i wyrwała mi rękę z uścisku. Cisnęła lodem w tego kogoś. Usłyszałem jęk. Dziewczyna zdecydowanym, lekko chwiejącym się krokiem poszła w tamto miejsce, a ja podążyłem za nią ma się rozumieć. Leżał tam skulony rudowłosy mężczyzna. Był chyba serio przerażony, bo rozglądał się nie wierząc własnym oczom.
-I kto tu kogo pozabijał? -odezwała się a ja dostałem gęsiej skórki. Jej głos aż kipiał wściekłością.
Nachyliłem się nad kobietą i spytałem szeptem:
-Ej, a tak w ogóle to kto to jest?
-Hans. -odpowiedziała spokojnie.
Nagle poczułem taką furię jak jeszcze nigdy. Miałem ochotę zabić tego dupka. Nim się obejrzałem koleś leżał pięć metrów dalej pod drzewem zdezorientowany. Doskoczyłem do niego i złapałem go za gardło.
-Jack! -usłyszałem głos Elsy -Postaw go na ziemię!
Rozejrzałem się wokoło. Wokół nas wirował gęsty śnieg, a trawa i drzewa były pokryte nie szronem lecz grubą warstwą lodu. Moja ukochana stała na skraju wichury i patrzyła na mnie przerażona. To sprawiło, że pomimo złości puściłem bydlaka na ziemię. Kilka sekund później wszystko ucichło. Patrzyłem na moje bose stopy bojąc się spojrzeć blondynce w oczy. Już zawsze będę pamiętał jej strach przede mną. Poczułem czyjąś rękę na ramieniu. Spojrzałem w górę i zobaczyłem jej wzrok pełen troski i pocieszenia. Potem spojrzała z pogardą na tego pacana.
-On ma dziecko. -powiedziała cicho, ale pewnie -Nie wybaczyłabym sobie, gdyby stało się sierotą. I tak już nie ma matki. -dodała zgorzkniale.
~Oczami Czkawki~
Po tym jak Jack wybiegł jak oparzony wszyscy byliśmy na nogach.
-Nie mam pojęcia co go ugryzło. -North podrapał się po głowie.
-Trzeba za nim iść. -stwierdziłem -Może to Elsa...
Popatrzyliśmy po sobie. To było bardzo prawdopodobne. Tylko ona tak na niego działała. Na mnie zresztą też. Kilka minut później pędziłem z Meridą na Szczerbatku wypatrując z góry jakiś znaków od Frosta lub czegokolwiek innego.
-Tam! -Merida wskazała na polanę pełną śniegu.
Dałem znać innym. To znaczy pomachałem ręką tak żeby zobaczyli, wiem taki wymyślny sygnał mojego autorstwa. Już mieliśmy nurkować (lecieć w dół) kiedy wybuchnęła kilkusekundowa burza. Smoki uniosły się wyżej, oby jak najdalej od tego. Rozejrzałem się. Rudowłosa siedząca za mną była równie przerażona co ja. Rozejrzeliśmy się i zobaczyliśmy Mikołaja. Polecieliśmy w dół, a w między czasie dołączyli do nas Flynn i Kristoff na Iskrze. Pierwszą rzeczą jaką zauważyłem był totalny syf na polanie (chyba polanie o.0). Wylądowaliśmy wzbijając masę śniegu do góry. Kiedy już śnieg opadł zobaczyłem Elsę uśmiechającą się do mnie z lekko zdziwionym wyrazem twarzy. Obok stał Jack. Jeszcze tak szczęśliwy nigdy chyba nie był. Nie wytrzymałem i rzuciłem się w ich kierunku. Dziewczyna wyciągnęła do mnie ręce, a ja wpadłem w jej objęcia ze łzami w oczach. Płakałem jak dzieciak, w tej chwili byłem dzieciakiem, który odnalazł zagubioną przyjaciółkę. Ona mnie tylko pogłaskała po głowie i uspokajała. Kiedy się od niej odkleiłem (w końcu), zobaczyłem rozciągniętego na ziemi zdziwionego ciapciaka. Anna mi go opisywała, więc wiedziałem kto to jest. Niewiele myśląc rzuciłem się na niego z pięściami. Elsa mnie przytrzymała i pokiwała przecząco głową. Dopiero teraz zobaczyłem jej twarz. Nic i nikt mnie tak nie przeraził jak to. Dotknąłem jej policzka. Ona jedynie się smutno uśmiechnęła i powiedziała:
-Potem. Teraz trzeba go stąd zabrać. I najlepiej się sami wynośmy z tego lasu. -rozejrzała się po drzewach przenikliwie.
Parę chwil później, pomijając wszystkie "och Elsa!" i "co się stało? jak uciekłaś?" pędziliśmy już do Arendelle razem z tym ciapciakiem przywiązanym do sań Świętego. Jeszcze się tak nigdy nie cieszyłem. W tej chwili czułem, że mam wszystko, Meridę i Elsę przy sobie. Co się jeszcze złego może teraz stać?
Super rozdział! Dobrze że nie zmarnowałaś weny na tytuł XD Jeeeeej nareszcie!!! Szczerze jack chyba nie zauważył jej policzka czekaj... *czytam jeszcze raz* chyba nic nie przeoczylam. Pozdrawiam czekam na nexta WENY!
OdpowiedzUsuńFaktycznie to chyba tylko Czkawka zauważył blizny
UsuńW sumie to Jackowi sie to wcześniej śniło. Mam na myśli blizny. Więc to by było już chyba zbędne rozczulanie się nad tym. Next już sie pisze :)
UsuńA kiedy bedzie??Muwi o nastpny Rodzdziale bo niemoge się doczekać:)
UsuńZaczepisty rozdział ciekawe co się stanie gdy Elsa powie wszystkim że umie się zmieniać w likana. A tak w ogóle to weny życze i czekam na nexta
OdpowiedzUsuńTAAK!! BOSKIE! DZIĘKI CI ZA TEN ROZDZIAŁ!! *skacze ze szczęścia *
OdpowiedzUsuńJEJ BYŁ DŁUGI ROZDZIAŁ JEJ
OdpowiedzUsuńOMG
JELSA?!
JEJEJJEJEJE
TAK WSZYSCY SIĘ MARTWIĄ O ELSE
OMOMOM
Gbsbshaa
GŁUPAWKA; _;
NO DOBRA JUŻ SIĘ NIE ODZYWAM
WENY NA KOLEJNY TAKI ROZDZIAŁ! ^^
Weny Weny boski rodzdział tak jak zawsze dawj nastepny:-)
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńDawaj kolejny rodzdział nareszcie znaleźli Else :-)
Zapraszam na moje blogi-
Jack-i-Elsa-m.blogostop.com
ElisaloveFrost. blogospot. com
Jelsaj.blogospot.com
Zapraszam i czekam na nastepny bo niemoge się do czekać :♥♥♥♥♥♥
kiedy rozdział?
OdpowiedzUsuńJeszcze sie pisze :) chyba wyjdzie kiepski :/
UsuńNawet jeśli wyjdzie kiepski to i tak będzie genialny ;D
UsuńNa zachętę do napisania następnego rozdziału nominacja ode mnie.
OdpowiedzUsuńWięcej na: http://frozenmagiclovestory.blogspot.com/2015/08/pierwsze-la-d.html?showComment=1440833626806#c7335993933734307579
No i masz powiedział co może złego się stać i zapewne się stanie ;(
OdpowiedzUsuńKiedy next? T^T
OdpowiedzUsuń