czwartek, 25 sierpnia 2016

rozdział czterdziesty szósty: JAK ZAWSZE WSZYSTKO ZNISZCZYŁAM

Mrok zniknął w chmurze pyłu, a ja po raz kolejny nie miałam pojęcia co zrobić ze swoim życiem. Twarz Jacka była nieprzenikniona. Nie potrafiłam odgadnąć o czym myśli albo co czuje. Wiedziałam tylko, że ja czułam się tak jakby moje serce stało się nagle szklane i popękało na miliony kawałków. Spojrzałam na Marsa. Wyglądał jakby właśnie wygrał życie. Merdał wesoło ogonem, przechylił głowę i wystawił język z pyska. Taki wilczy rodzaj uśmiechu. Nie potrafiłam zmusić się do tego samego. Czułam się zbyt podle.

-"Luka?" -Mars wyglądał na zaniepokojonego. -"Jesteś cała? Mam ugryźć tego blondaska?" -zapytał strosząc się jednocześnie jak macho i patrząc wrogo na Jacka.

-"Nie." -zaśmiała się lekko co nie uszło uwadze mojego ukochanego. To musiało brzmieć dla niego jak warczenie. -"Jestem cała i wolałabym żebyś nie gryzł mojego... mojego przyjaciela." -powiedziałam wahając się pod koniec. Nie byłam pewna czy powinnam się przyznać kim jest dla mnie Jack.

Spojrzałam na białowłosego. Miał zmarszczone brwi. Widać było, że czuje się niekomfortowo będąc otoczonym przez stado Serigali. W sumie się mu nie dziwię, też się tak czułam kiedy po raz pierwszy znalazłam się w kawanan. Chyba poczuł mój wzrok na sobie, bo spojrzał mi w oczy. Zobaczyłam tam ciepło i akceptację, czyli to czego pragnęłam chyba jeszcze bardziej niż wolności, jakkolwiek to brzmi. Zauważyłam też chęć powrotu do domu i zniecierpliwienie. W jego spojrzeniu było coś jeszcze. Zranienie. Westchnęłam ciężko, chciałabym już mieć nadchodzącą rozmowę za sobą. Odwróciłam się i podeszłam do Saga. Wyjaśniłam mu, że muszę już wracać. Oczywiście Mars cały ten czas nie odstępował mnie na krok. Alfa przyglądał mi się przez dłuższą chwilę. Nagle ni z tego ni z owego zapytał:

-"Czy jesteś pewna, że kochasz swojego ludzkiego samca?"

Zaparło mi dech. Tego pytania się nie spodziewałam. Usłyszałam jak Mars gwałtownie wciąga powietrze i wlepia we mnie wzrok. Zaschło mi w pysku. Pewnie powinnam od razu odpowiedzieć, ale zawahałam się. Moje życie w ciągu ostatnich miesięcy stało się niestabilne i pełne niepewności oraz walki o przetrwanie. Mogłam powiedzieć "nie" i zostać z Marsem w kawanan, a w przyszłości razem z nim przewodzić sforze albo nawet odnaleźć Mroka, ale aż tak zdesperowana chyba nie byłam. W końcu odparłam:

-"Tak. Tak, kocham go a on kocha mnie." -wiedziałam, że te słowa ranią Marsa, ale musiałam być szczera sama ze sobą. -"To z nim pragnę być."

Usłyszałam zbolałe warczenie likana obok mnie. Odwróciłam się i spojrzałam mu w oczy. Tak jak się spodziewałam, zobaczyłam w nim ból i zdradę. Otworzył pysk, żeby wykrzyczeć mi w twarz jak bardzo mnie nienawidzi, ale pokręcił tylko pyskiem i pobiegł w las. Zrobiłam kilka kroków w tym samym kierunku jakbym chciała za nim pobiec, ale się zatrzymałam. Nawet nie byliśmy razem, więc czemu czułam się jakbym traciła część siebie?

-Elsa? -usłyszałam głos Jacka i odwróciła się do niego. Był zaniepokojony. Spojrzałam przelotnie na Saga, który pokiwał łbem pozwalając mi tym samym odejść.

Podeszłam do Jacka, otarłam się o niego dając mu tym samym znak żeby za mną poszedł. Zwalczyłam w sobie chęć odwrócenia się i ostatniego spojrzenia na kawanan. Minęliśmy linię drzew, a ja już wiedziałam, że zostawiłam w legowisku część siebie. Szliśmy jeszcze dłuższy czas, aby znaleźć się poza zasięgiem słuchu Serigala. Zatrzymałam się i zmieniłam w człowieka. Ledwie poczułam przemianę. Podniosłam wzrok na mojego ukochanego. Był czerwony jak burak. Spodziewałam się wybuchu gniewu, w końcu go okłamałam. Jednak jedyne co nadeszło to niezręczne chrząknięcie.

-Jesteś piękna Elso, ale chyba by było lepiej jakbyś się ubrała. -powiedział trochę rozbawionym tonem.

Poczułam jak mi płoną policzki. Szybko skoncentrowałam się i na moim ciele powstała bladoniebieska koszulka i spodnie w tym samym kolorze. Jack nie patrzył na mnie. Jego policzki nadal zdobił róż. Jedyne czego chciałam w tym momencie to wziąć go w ramiona i nie wypuszczać aż do końca świata i dłużej. Nagle drgnął, chyba wyczuł moje spojrzenie, ale nie spojrzał mi w oczy. Westchnął ciężko i wyprostował się.

-Więc... -zaczął beznamiętnym tonem -Co stało się podczas twojego pobytu u Mroka?

Jego głos nie zdradzał żadnych uczuć, był zimny i niedostępny. Poczułam na rękach gęsią skórkę. Przełknęłam ślinę i otworzyłam usta nie do końca wiedząc co mu odpowiedzieć. Nie wydałam z siebie dźwięku. Po chwili spuściłam głowę i zamknęłam usta. Kiedy planowałam poróżnić Mroka i Hansa myślałam, że wyjaśnić potem wszystko Jackowi będzie prostsze. Kiedy nic nie odpowiadałam Jack odwrócił się do mnie i uważnie mnie obserwował. Ja nie miałam w tym momencie odwagi by na niego spojrzeć.

-Co was łączyło? -spytał z jeszcze większym chłodem -Byliście... no... razem? -ostatnie słowo ledwie z siebie wydusił. Jedyne co mogłam zrobić to pokiwać głową, ale nawet tego nie zrobiłam bojąc się jego reakcji. I słusznie.

-Jak mogłaś mi to zrobić. -powiedział cicho, ale sposób w jaki to zrobił sprawił, że zamarzałam. -Walczyłem o ciebie każdego dnia, szukałem cię, wypłakiwałem sobie oczy. Ale widać na marne, bo ty się świetnie bawiłaś ze swoim facetem. Z Hansem też pewnie byłaś. -nadal milczałam niezdolna do jakiejkolwiek reakcji -Tak jak myślałem. Wiesz, mam ochotę krzyczeć, wykrzyczeć wszystkie wyzwiska, które mi teraz krążą do głowie, ale nie zrobię tego. Nie zrobię tego bo cię szanuje. Ale to cię pewnie też nie obchodzi. A, zapomniałbym! Jest jeszcze ten wilczek, prawda? Łatwo się domyślić, widziałem jak na ciebie patrzy. Wiesz co, zabiorę cię teraz na biegun, a potem nie chce mieć z tobą nic do czynienia.

Zasłużyłam na to. Wiedziałam o tym. Chciałam mu wyjaśnić, ale to by go jeszcze mocniej rozwścieczyło. Podszedł do mnie i przyciągnął do siebie, ale w jego dotyku nie było już czułości i miłości, lecz obojętność i obrzydzenie. Heroicznie walczyłam ze łzami, nie chciałam płakać przed nim. Dolecieliśmy na biegun. Jack wylądował pod bramą i odleciał jak najszybciej się dało. Nie chciał spędzić ze mną ani chwili więcej niż to było konieczne. Rozumiałam. Nie wiem jak dostałam się do pokoju. Nie wiem kiedy zaczęłam płakać ani kiedy zasnęłam z wyczerpania. Ale nawet sen nie dał mi ukojenia. Ciągle widziałam krzywdę i chłodną obojętność Jacka.

Obudziłam się następnego ranka. Właściwie to obudziło mnie walenie w drzwi. Nie chciałam nikogo widzieć. Nawet nie otworzyłam oczu. Łzy znowu napłynęły mi do oczu, a z gardła wyzwał się szloch. W tej chwili żałowałam, że likany nie zabiły mnie kiedy ratowałam Mroka.


~Oczami Zająca~

Coś się stało między Jackiem a Elsą. Tylko to mogło wyjaśnić dlaczego wparował do zamku Mikołaja, powiedział, że leci na południe i poleciał. Chciałem iść do Elsy, ale Ząbek mnie powstrzymała. Stwierdziła, że może dziewczyna potrzebuje trochę czasu tylko dla siebie. Następnego ranka stwierdziłem, że muszę do niej pójść. Kiedy tylko skręciłem w korytarz prowadzący do jej pokoju poczułem obezwładniający chłód. Przyśpieszyłem. Z pod jej drzwi wylewał się szron i drobny śnieg. Miałem złe przeczucie. Zacząłem walić w drzwi i wołać jej imię. Usłyszałem przytłumiony szloch. "Jak znajdę tego dzieciaka to mu wcisnę pisankę w tyłek." Zacząłem walić ramieniem w drzwi aż się otworzyły. Widok wnętrza pokoju zaparł mi dech. Wszystko było rozwalone i zamarznięte. Z sufitu wystawały lodowe kolce większe ode mnie. Ściany miały pozrywane tapety, okna stłuczone gradem, dookoła zaspy, a na środku pokoju leżała Elsa i płakała. Uważając pod nogi przeszedłem po śliskiej podłodze. Serce mi pękało kiedy patrzyłem jak zraniona i porzucona była. Usiadłem obok niej i nie wiedziałem co powinienem właściwie zrobić. Po chwili wahania wziąłem ją w ramiona i kołysałem. To ją chyba uspokoiło. Odwzajemniła uścisk i zaczęła mówić zachrypniętym od łez głosem. Opowiedziała mi wszystko ze szczegółami. A mi zaparło dech po raz kolejny tego dnia. Tyle wycierpiała dla Jacka, nawet udawała uczucia do innego tylko po to by do niego wrócić, a on tak po prostu kazał jej odejść. Rozumiałem dlaczego to zrobił. Chyba też bym się zachował podobnie, ale znałem już całą historię, a Jack nie. Nie wiedziałem co zrobić ani powiedzieć więc po prostu siedziałem tam gładząc ją po włosach i zapewniając, że wszystko się  ułoży.

-Jak zawsze wszystko zniszczyłam. -zaśmiała się smutno Elsa. -Zawsze coś musi pójść nie tak.

Odsunęła się  trochę i uśmiechnęła się smutno. Otarłem jej łzy i policzków i położyłem ręce na jej ramionach.

-Coś wymyślimy. -oznajmiłem i ścisnąłem ramiona dziewczyny -Pamiętaj, że nie jesteś sama, dobrze?

-Dobrze. -odpowiedziała i ponownie rzuciła się w moje objęcia.