poniedziałek, 20 lipca 2015

rozdział czterdziesty pierwszy: WSZYSTKO SIĘ KOMPLIKUJE PRZEZ ZWYKŁY KOCYK

Hej! Powracam z nowym rozdziałem. Szczerze powiedziawszy wyszło mi coś innego niż zamierzałam napisać. Proszę nie bijcie! Postaram się napisać coś do końca tygodnia. Nie zabijecie mnie za ten rozdział?
Terra Tartar Tari Nova




Stałem jak sparaliżowany. Czy to możliwe? Czy to naprawdę ona? Jeśli tak, to jakim cudem jest... tym czymś? Nie, niemożliwe. Czy ten stwór to moja Elsa?

-Elsa, czy to ty? -spytałem cicho roztrzęsionym od sprzecznych emocji głosem.

Bestia o oczach tak błękitnych i tak mi drogich, że to aż bolało, przekrzywiła łeb i otwarła lekko paszczę. Serce znało już odpowiedź, ale mózg nie wierzył.

-Jack? -North położył mi rękę na ramieniu -To likan a nie Elsa. -powiedział spokojnie -To niemożliwe, aby młoda kobieta stała się wilkiem, więc nie rób sobie...

-Ma jej oczy! -przerwałem mu lekko poddenerwowany, co ja gadam byłem przerażony -Czy to może być przypadek?!

-Tak. -powiedziała cicho Ząbek -Jack, jeśli Elsa tędy przechodziła to albo zdołała uciec i jest tam gdzieś i czeka na pomoc albo... -nie musiała kończyć zdania.

-Chodźmy już. Szkoda czasu. -podtrzymywał North.

Patrzyłem na tego stwora nie mogąc uwierzyć. Może mają rację. Wiele istot ma niebieskie oczy. Skrzywiłem się. Łzy wezbrały w moich oczach. Spojrzałem na drużynę. North i Ząbek patrzyli na mnie z troską. Piasek nagle zainteresował się swoimi butami. Jedynie Zając i Czkawka patrzyli to na mnie to na stwora. Nagle wiking się przełamał. Podszedł szybkim krokiem do bestii i uklęknął przed nią. Twarz miał tak zdesperowaną, że nikt nie ważył się odezwać. Wyciągnął zza paska kocyk. Zamurowało mnie. Do czego mu teraz prosty biało zielony kocyk?

-Elsa? -zaczął mówić cichym drżącym głosem do stwora -Jeśli to... to naprawdę ty... to musisz... musisz go pamiętać. Musisz. Pamiętasz prawda? No spójrz, to nasz kocyk. Sami go zrobiliśmy. Pamiętasz? Musisz pamiętać! -jego głos stawał się coraz głośniejszy od nadmiaru emocji -Elsa?

Rozejrzałem się. Moja grupa patrzyła na niego zaszokowana, bestie miały go za idiotę, a błękitnooki stwór miał szeroko otwarte jakby zdziwione oczy. Przechylił łeb zaintrygowany. Przerwało mu warczenie piaskowego zwierzęcia.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


-"Luka!" -warknął ostrzegawczo Mars -"Znasz te dziwaki?! O co tu chodzi? I kim do neraka berdarah* jest ta cała Elsa?!"

Patrzyłam to na niego to na druidów. Byłam kompletnie skołowana. Kim jest ten druid? I skąd on ma tą szmatkę, która wydaje się dziwnie znajoma? I kim jest sialan** jest ten blond druid?!

-"Nie wiem!" -odwarknęłam -"Nie wiem kim są ani co się dzieje!"

Za naszymi plecami rozległy się powarkiwania. Spojrzałam ukradkiem na stado. Okazało się, ku mojej uldze, że obiektem wrogości kawanan byli człowiekopodobne istoty, które patrzyły na mnie wyczekująco. Brązowowłosy osobnik wyglądał przerażająco znajomo. Serce zabiło mi szybciej. "Wiking z Berk". Te słowa nagle, zupełnie mimochodem przyszły mi na myśl. Przerażał mnie do czego oczywiście nigdy bym się nie przyznała. Atmosfera robiła się nerwowa. Spojrzałam jeszcze raz na szmatkę trzymaną przez Wikinga. W jednej chwili przypomniałam sobie, albo wyobraziłam, jak śmiałam się z tego chłopaka, to znaczy z jego młodszej wersji. Próbował żonglować wełną. Zielony kłębek spadł mu na twarz, a jakaś dziewczyna, chyba ja, zaczęła się śmiać do łez. Potem mignęły mi przed oczami druty i mozolne próby przemiany wełny w koc. Zobaczyłam też niebo w chłodną bezchmurną noc. Chłopak usiadł obok mnie i otulił nas kocykiem, a potem patrzyliśmy w gwiazdy.

-"Czkawka." -mruknęłam pod nosem zszokowana odkryciem.

-Pamięta. -powiedział królik-gigant z radosnym uśmiechem -Oto i nasza Elsa panowie i panie.

-"Co?" -spojrzałam zdezorientowana na Marsa.

-"Znasz ich?" -zapytał ostro Bum Ju.

-"Nnie wiem. Mmam takie przeczucie, że powinnam, ale... ale nie znam." -wydukałam.

-"To niech się walą." -warknął groźnie Mars -"Jesteś Luka nie żadna Elsa!"

-"Wiem." -odparłam dumnie i przyłączyłam się do warczącego kawanan.

-Nie chcę was martwić, ale musimy uciekać i to już. -powiedział zając-mutant.

Nasze łapy pokrywała już ledwie cieniutka warstewka szronu. Zniżyłam łeb szykując się do ataku. Jeden z druidów chyba powiedział jakieś nieznane mi przekleństwo pod naszym adresem. Dwie sekundy później przybysze zerwali się do ucieczki, a my do pogoni. Kilka minut szczekaliśmy, kłapaliśmy zębami, lecz byli szybsi. Jedynie co mogliśmy zrobić to przegonić ich z naszego terenu i wróciliśmy do Legowiska.

-"Luka." -przywołał mnie Alfa -"Chyba już czas porozmawiać."

-"Ale o czym?" -przestraszyłam się -"Ja naprawdę nie znam tych istot!"

-"Nieważne." -przerwał mi -"Musimy porozmawiać o twojej przeszłości."



*przekleństwo
**kolejne przekleństwo